sobota, 1 czerwca 2013

Hello everyone!

Witajcie :D Po mojej bardzo, ale to bardzo długiej nie obecności i wielu zmianach postanowiłam odnowić historię Hermiony i Freda. Pewnie i tak już tu nikt nie zagląda, ale ja mam straszny sentyment to tego opowiadania, bo było ono pierwsze. Teraz, gdy to czytam, aż śmiać mi się chcę.. xd No ale nic! Wracam do sedna. Pod nowym tytułem, nowa odsłona starej historii o nieszczęsnych kochankach. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie się.

Funkcjonuję na blogsferze pod nickiem Shame a oto moje blogi:

http://ciemna-strona-pottera.blogspot.com/
http://guerra-angelo.blogspot.com/
 oraz na paru innych ale to mniej ważne.
Jeśli ktoś to przeczyta (wątpię) to może również wejść w mój profil i tam znajdzie odnowione opowiadanie Fremione.
Miłęj lektury i dziękuję jeszcze raz stokroć każdemu ludzikowi, który przyczynił się do tego, że jestem gdzie jestem :)

wtorek, 16 października 2012

środa, 10 października 2012

Ostatni XXVI rozdział . THE END


Mam nadzieję , że mi wybaczycie , ale na
prawdę nie mam już żadnego pomysłu na pozostałe rozdziały , ale chcę , żeby wszystko było jasne , więc ten rozdział jest ostatni i pełny wyjaśnień.

Nutka -> In Noctem

Po wypisaniu ze szpitala Hermiona od razu skierowała się do Pokoju Wspólnego. Nad Hogwartem zaczęły zbierać się ciemne i burzowe chmury. Z niepokojem spojrzała na niebo. Było bardzo niespokojne , zanosi się na coś poważnego. Wbiegła po marmurowych schodach , nie zważając na ból w całym ciele. Przeszywające ostrza kłuły ją w plecy i brzuch. Wypowiedziała hasło i przeszła przez dziurę pod portretem. W pokoju była tylko jedna osoba , która miała zasłoniętą twarz dłońmi. Po rudych włosach od razu poznała Freda. Rzuciła mu się na szyje ze łzami w oczach.
-Hermiono!
-Tak? - zapytała zbita z tropu.
-Tęskniłem kochana! - przytulił ją do siebie mocno.
-Ja też - wyszeptała.
Nie wiedziała jak długo tak stali , zanim nie usiedli. Spojrzeli sobie w oczy i zaczęli się całować jak nigdy wcześniej. Hermiona położyła ręce na jego piersi a rudzielec objął ją jeszcze bardziej. Co kilka minut odrywali się od siebie , żeby nabrać powietrza , i natychmiast wracali do wcześniejszej czynności. Złączyli się w jedność. Ani on , ani ona nie chcieli tego przerywać. W końcu jednak musieli , gdyż szatynka musiała pójść w jedno miejsce. Przypomniał się jej liścik :


                                                         
Hermiono
                           Przyjdź o 18 na wieżę Północną.
                                                             Draco.

Z jednej strony bardzo cieszyła się , że ujrzy w końcu Dracona , ale z drugiej wiedziała , że źle robi. Mimo to postanowiła jednak pójść i dowiedzieć się o co chodzi. O 17:50 wyszła z salonu , obiecując Fredowi , że jeszcze do tego wrócą. On tylko skinął głową i poszedł do dormitorium. Dziewczyna szybkim krokiem wspinała się na wieże , z mieszanymi uczuciami. Gdy doszła , była 17:59. Zaraz tu będzie. Pomyślała. Było dość chłodno , więc zaczęła się przechadzać w tą i  z powrotem. Punktualnie o 18 usłyszała kroki na schodach.
   Draco wpadł na wieżę z różdżką w ręku. Był zasapany i krwawił. Dziewczyna zszokowana wycofała się , aż w końcu uderzyła plecami o barierkę.
-Coo... Ty robisz? - wyjąkała Gryfonka.
-To co muszę - powiedział z wyraźnym bólem.
-To znaczy? - wyszeptała.
-Musze Cię zabić!
Te słowa uderzyły w nią z siłą niewyobrażalną. Nie miała za sobą różdżki.. Była bezbronna a zaraz miała umrzeć z rąk ukochanego...
-Nie rób tego! - krzyknęła przez łzy.
Zrobiło się jej słabo. Nogi uginały się pod nią.
-Nie rozumiesz?! Muszę! - wysapał Draco z trudem.
-Nie musisz! - wyszeptała cichutko.
-To dla Twojego dobra! Kocham Cię Hermiono i nigdy Cię nie zapomnę!
Blondyn wycelował w pierś dziewczyny i wyszeptał łamiącym się głosem:
-Avada Kedavra.
Zielony blask uderzył w dziewczynę odrzucając ja pod barierkę. Bezwładne ciało leżało na chłodnej ziemi , na wznak. Zimny wiatr rozwiał jej włosy ukazując martwe oczy i łzy spływające po policzkach...

Z perspektywy Draco

Zrobiłem to.. Nie wybaczę sobie tego co zrobiłem teraz. Ostatni raz spojrzałem na martwa dziewczynę , dotknąłem jej policzka i wybiegłem z wieży. Serce w tym momencie pękło na tysiące kawałeczków. Co miałem zrobić? Inaczej Czarny Pan by ja zabił. Musiałem zostać śmierciożercą.. Musiałem chronić moją rodzinę przed tym potworem. Nigdy nie chciałem nim być. A teraz już go nienawidził. Na dole rozpętała się prawdziwa wojna. Kilku nieznanych mi zwolenników Voldemorta walczyło z McGonagall i Sprout. Wśród walczących i martwych rozpoznałem też innych uczniów Hogwartu. Gdy wszyscy zauważyli moje przybycie zaczęliśmy uciekać , tam gdzie mogliśmy się bezpiecznie teleportować. Parę zaklęć świsnęło mi koło ucha , ale ja nadal biegłem. W końcu przebiegliśmy przez bramę i deportowaliśmy się do Maloy Manor , gdzie ukrywał się Czarny Pan.
-Wykonane - powiedziałem chórem , z resztą śmierciożerców.
Tom Riddle spojrzał na nas swoimi czerwonymi oczyma.
-Bardzo dobrze , bardzo - odrzekł , klaszcząc w ręce.
Znów pomyślałem o Hermionie , która teraz leży martwa na wieży Północnej. Ciekawe , kiedy ktoś ją tam znajdzie. Nie mogłem dłużej tłumic łez , więc odwróciłem się na pięcie i wybiegłem z salonu.


Z perspektywy Freda

Hermiony długo nie było. Zaczynałem się martwić , o to co się mogło stać. Śmierciożercy wybiegli z zamku , wyraźnie z czegoś ucieszeni. Malfoy wybiegł z korytarza prowadzącego do wieży Północnej. Wyszedłem na błonia wyszukując Mrocznego Znaku. Niestety znalazłem go. Wielka czaszka , z której wychodził wąż lśnił na tle nocnego nieba , nad wieżą Północną. W takim razie kogo zabili? Myślałem gorączkowo modląc się , że to tylko sen. Nagle z zamku wybiegł Ron i Harry.
-Fred musisz coś zobaczyć ... - wyszeptali.
Mieli grobowe miny , widać , że płakali. Czyli to ktoś bliski...
Z przerażeniem poszedłem we wskazanym kierunku. Długo szedłem po spiralnych schodach , aż w końcu doszedłem. Pchnąłem drewniane drzwi.
  Zbladłem. Nie! Nie , to nie może być prawda! Na ziemi leżała Hermiona.. Moja Hermiona. Ta która tak kochałem!
-Hermiono! - krzyknąłem. Rozejrzałem się rozpaczliwie po ludziach , którzy stali wokół.
-Fred.. - wyszeptała Ginny , kładąc mi rękę na ramieniu. - Ona .. ona nie żyje - wyjąkała przez łzy.
Na dźwięk tych słów łzy popłynęły od razu. Spływały po policzku , kapiąc na twarz szatynki. Ale .. to nie możliwe. Kto...? Kto ją zabił! Zemsta! Zaraz , zaraz. Malfoy! On stąd wybiegał , to jego wina!
Wsunąłem rękę w jej martwa i zimna jak lód dłoń. Zacisnąłem palce na jej palcach. To już koniec.. Nie wróci do mnie...
-Fred chodź... nie możesz już jej pomóc.. - wyszeptała moja siostra , ale mnie to nie obchodziło.
Czekałem cierpliwie , aż w końcu wszyscy sobie pójdą. Wyjąłem różdżkę z tylnej kieszeni. Nie puszczając jej ręki położyłem się obok niej. Drżącą ręką przyłożyłem różdżkę do miejsca w , którym znajduje się serce i wyszeptałem przez łzy :
-Avada Kedarva...

Obok martwej pary leżał mały liścik , przywiany przez wiatr. Było na nim tylko parę słów:

                                                                Miłość bywa okrutna. Potrafi być nieodwzajemniona , lub niewierna. Ale tych dwoje , którzy leżą tu obok siebie , a ich ręce złączone są w uścisku , zrozumieli to dopiero kiedy był już koniec...
                                                                                           D. czyli George.





THE END.

niedziela, 7 października 2012

Rozdział XXV + Mała niespodzianka ;*


Nutka -> Efter - Chodźmy na ławkę



Hermiona leżała na wznak przykryta białą pościelą , w Skrzydle Szpitalnym. W pomieszczeniu było bardzo ciemno , zbliżała się 2 w nocy. Dziewczyna otwarła oczy i bacznie rozejrzała się po pokoju.  Już drugi raz wylądowała tu. Podciągnęła się do pozycji siedzącej próbując przypomnieć sobie co się właściwie stało. Pamiętała tylko czerwone światło , potem obraz się urywał. Na stoliku leżały buteleczki jakiś lekarstw. Wzięła jedną do ręki i przyjrzała się uważnie. Czerwony płyn błyszczał w ciemnościach razem z blaskiem księżyca. Wzięła głęboki wdech i wypiła zawartość flakonika.
-Fuuuuu!
Smakiem przypominało to pieprz. Zapiekło ją w gardle. Głośno kaszlała a oczy zaszły jej łzami. Czuła się tak , jakby miała wykaszleć z siebie wnętrzności. Po 5 minutach walki z bólem w końcu piekło ustało. Dopiero teraz poczuła ból całego ciała. Do głowy przyszła jej jedna myśl , która zagłuszała całą resztę. Rusz się! Idź! Nie wiedziała co jej strzeliło do głowy , by pomimo tego bólu wyjść ze Skrzydła Szpitalnego i zrobić sobie spacer po zamku. Wstała ociężale z łóżka i po cichu wyszła. Zostawiła lekko uchylone drzwi , by potem móc wejść z powrotem. Skręciła w lewo i znalazła się przy wyjściu na błonia. Była zbyt cienko ubrana , żeby wyjść na zewnątrz , więc poszła poszukać jakiś schodów. Skrzywiając się z bólu wchodziła na kolejne piętra. Po 10 minutach męczącej wspinaczki przysiadła na chłodnej podłodze i oparła spocone czoło o ścianę. Oddychała płytko , ledwo nabierając powietrza. Zaczęła cała dygotać z zimna , gdy nagle mała sówka rzuciła jej liścik na kolana. Drżącymi i zziębniętymi dłońmi otworzyła list. Od razu rozpoznała to pismo:


                                           Mionko! Kochana!
Czy Ty znowu musiałaś oberwać ? Pewnie znowu od Katherine co? Trzeba było mnie słuchać. Niegrzeczna dziewczynka z niej. Wiesz co? Niedługo poznasz moją tajemnicę i dowiesz się kim jestem , ale wszystko w swoim czasie. Na razie jesteś poważnie chora z tego co widzę. Ale się wyliżesz spokojnie. A gdy już wyjdziesz ze szpitala to wtedy dowiesz się czegoś ciekawego. A teraz zmykaj stąd , zanim Filch Cię złapie. 
                                                                                                     
                                                                                                D.

Przerażona rozejrzała się po okolicy. Nie było widać żadnego kształtu. Chcąc , nie chcąc podniosła się i zaczęła powoli schodzić po marmurowych schodach. Na szczęście nie trafiła na żadne stopnie ''pułapki''. Jeszcze tego by brakowało , żeby wpadła. Ostatnie kroki powitała z wielka ulgą. Położyła się ponownie w miękkim i ciepłym łóżku. Przekręciła lekko głowę , by ujrzeć piękny księżyc w pełni. Oświetlał on jasnym blaskiem sąsiednie łóżko. Dziewczyna przymknęła oczy i nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. W śnie zobaczyła uśmiechniętego Dracona , który coś do niej mówił , ale nie wiedziała co. Obraz rozmył się i ujrzała twarz Freda. Roześmianą i promienną , ta samą co zawsze. Obraz znów zniknął i pojawił się Ron z Georg'em. Rzucali w siebie zaklęciami różnego rodzaju. Przez chwile wydawało się nawet , że leciała gdzieś Avada Kedavra , ale to był tylko sen ...
Prawda?


25 rozdział ;) Powitajmy go :D No więc tak:
1. Jeśli chodzi o ta niespodziankę , to potrzymam was trochę w niepewności :D Powiem wam , jak tylko na drugim blogu pojawi się trochę więcej czytelników i komentujących.
2. Dedykuję go oczywiście Julii <3 , Martynie <3 , oraz Anicie :D
3 . Zapraszam na www.hermione-fred-draco-blogspot.com oraz na www.dramioneforever.blogspot.com
Jeśli przeczytałeś / as to wszystko , zostaw komentarz ! ;) Z góry dziękuję ;)
4. http://sevmione-love.blogspot.com/ polecam nowego bloga Magdy ;))
Pozdrawiam ;D


sobota, 6 października 2012







http://dramioneforever.blogspot.com/ nowy blog :D zapraszam ; *
Kolejna historia moje autorstwa , tym razem o Dramione ;) Mam nadzieję , że wam się spodoba ;* Bardzo proszę o komentarze i opinię ;) Pozdrawiam ;*






Rozdział XXIV


Nutka -> Pezet - Spadam


Z perspektywy Freda

Nie zauważyłem momentu w którym zasnąłem. Wczoraj w nocy dużo rozmawiałem z Georg'em , który próbował mnie pocieszać i obiecał pomoc w sprawie ochrony zdrowia Hermiony. Jak Katherine mogła tak postąpić? Rozumiem , że ma prawo jej nie lubić , ale żeby od  razu próbować ją zabić? Dobrze wiedziała , że to już drugi raz. Przecież sama spowodowała pierwszy. 
Czułem do niej obrzydzenie. Chciała zabić moją dziewczynę dlatego , że z nią jestem. W pewnych chwilach zastanawiam się czy nie lepiej było by się rozstać. Dla jej dobra i zdrowia. Przecież na pewno Kath spróbuje kolejny raz. Tylko , że teraz to będzie ostateczny. Sama myśl o tym przyprawiała mnie o zawroty głowy. W jego głowie ciągle dudniły te same słowa : Za trzecim razem , już nie będzie miała tyle szczęścia.


Z perspektywy Malfoya

Po tym jak usłyszałem , że Hermionę trafiono zaklęciem miałem ochotę pobiec do skrzydła szpitalnego jak najszybciej. Ale co by powiedzieli na to inny? Draco Maloy biegnie do szlamy? To by było nie do pomyślenia. W głębi duszy zmieniłem się , ale nikt o tym nie wie , oprócz Granger. Reszta nadal sądzi , że jestem tym samym zimnym , samolubnym i zapatrzonym w siebie Ślizgonem , którym byłem przez ostatnie 5 lat. Na wszelkie spotkania , rozmowy , posiłki i tym podobne przywdziewam maskę arystokraty. Tylko przy Gryfonce zdejmuje ją i mogę być prawdziwym , nowym sobą. Czasami wydaje mi się , że nawet ona tego nie widzi. Ogarnij się Malfoy , nienawidzisz tej szlamy! Mówiła czasem moja intuicja , ale ignorowałem ją. Nic już nie zmieni moich uczuć do Hermiony. Ale ona ma pewne opory przed byciem ze mną. Jest nim Fred Weasley , zdrajca krwi , jak określa go mój ojciec. Na dodatek intryguje mnie ta Katherine. Z jednej strony mam ochotę ją zabić za to co zrobiła , ale z drugiej chcę ją bliżej poznać. Może ona chce osiągnąć swój cel , czyli Freda? Wtedy ja zdobyłbym Hermione i było by po problemie.
Przechadzałem się po Pokoju Wspólnym Ślizgonów nie zwracając uwagi na Pansy.
-Draco! Chodź do mnie. Nie chodź tam w kółko bo się zmęczysz. Usiądź koło mnie - piszczała.
-Zamknij się Parkinson i daj mi myśleć - warknął blondyn.
Dziewczyna o twarzy mopsa spojrzała na niego spode łba i spuściła wzrok na swoje buty.
Głupia dziewczyna. Ona naprawdę sądzi , że ją chcę? Niech idzie do Zabiniego albo kogokolwiek innego. Byle się odwaliła.Po raz chyba setny przemieszałem tą samą drogę myśląc intensywnie i strategicznie. Z zamyślenia wyrwał mnie zimny ton głosu profesora Snape'a:
-List do Ciebie. Miałem go osobiście Ci przekazać - odrzekł , rzucając kopertę na najbliższy stolik i wychodząc.
Mistrz Eliksirów wyglądał jak ogromny nietoperz włóczący się po zamku. Spojrzałem na białą kopertę zaadresowaną do niego. Jednym zgrabnym ruchem ja otworzyłem i zacząłem czytać z obojętnym wyrazem twarzy:

                                                              Drogi synu,
Piszemy do Ciebie w bardzo ważnej sprawie. Nasz Czarny Pan rośnie w siłę i zbiera swoich wiernych śmierciożerców. Oczywiście wiesz , że my do nich należymy a Ty dopiero będziesz. Więc musisz się określić i wysłać nam sowę zwrotną z odpowiedzią. To jest Twój wybór jak zadecydujesz , ale pomyśl także o nas. Jeśli się nie zgodzisz to zabije nas wszystkich. Jesteś dla niego bardzo cenną osobą. Dzięki Tobie mógłby szybciej opanować Hogwart. Zapamiętaj nasze słowa i dobrze to przemyśl. Czekamy na szybka odpowiedź , masz czas do końca listopada.

                                                                        Pozdrawiamy
                                                                                              Ojciec i matka


Przeczytałem list parę razy , upewniając się , że wszystko zrozumiałem. Musiał się określić i to jak najszybciej. Wrzuciłem list razem z kopertą do najbliższego kominka. Nie byłem gotowy na podjęcie tej decyzji teraz. Jeśli się zgodzę , nie będę mógł być z Hermioną szczęśliwy , bo prawdopodobnie będę musiał ją zabić. Dla nich liczy się tylko Czarny Pan , a on nienawidził szlam. Na pewno nie pozostawił by jej żywej. Natomiast jeśli się nie zgodzę to wtedy ich zabije. Wszystkich , bez wyjątku. Byłem rozdarty między śmiercią a miłością. Czułem jak maska znika. Szybko wybiegłem z pokoju , żeby nikt nie zauważył wyrazu mojej twarzy. Pierwsza łza spadła na marmurową posadzkę , gdy biegłem po schodach. Nie wiedziałem dokąd nogi mnie zaprowadzą , ale wszystko było lepsze niż salon u Ślizgonów. Po pięciu minutach zatrzymałem się na rozdrożu. Wbiegłem w lewy zakręt i przysiadłem na podłodze. Podciągnąłem nogi pod brodę i ukryłem twarz w nich. Jak długo będę musiał znosić tyle cierpienia? Hermiona , rodzice , Czarny Pan.. Tego było za dużo. Nie daję sobie rady.
Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie Gryfonkę , która siedzi obok mnie i pociesza mnie , dotykając mojego ramienia. Tęskniłem za nią ...


Taki jest 24 rozdział. Dedykuję go Julii oraz Martynie ;* .
Rozwinęłam lekko wątek Dracona , jego myśli i zmartwienia. Teraz zabieram się za
-PROLOG na www.dramioneforever.blogspot.com a następnie za
-PROLOG na nowym blogu założonym razem z przyjaciółką Julią www.hermione-fred-draco-blogspot.com
Zapraszam na te 3 blogi :D
Pozdrawiam ;*

piątek, 5 października 2012

Rozdział XXIII


Nutka -> Obliviate (soundtrack HP)

Hermiona szła za rękę z Fredem , po błoniach. Słońce powoli chowało się za widnokręgiem pozostawiając różowe , pomarańczowe i złote smugi. Rozmawiali o jakiś mało istotnych rzeczach , zaśmiewając się przy każdej możliwej okazji. Nie było po nich widać , że każdy kryje jakąś tajemnicę. Obydwoje potajemnie się zdradzali , ale już z tym skończyli. Nie chcieli się do tego przyznawać , bo wiedzieli jak to się skończy. Przysiedli pod rozłożystym drzewem , patrząc jak Bijąca Wierzba wykonuje ''taniec'' swoimi gałęziami. Dwa lata temu Hermiona przeszła przez tajemne przejście i dostała się nim do Wrzeszczącej Chaty. Wspominała te beztroskie chwilę i adrenalinę , która ją ogarnęła. Mocniej ścisnęła rękę chłopaka.
-Coś Cię gnębi? - zapytał.
-Nie , nie. Wszystko w porządku - odpowiedziała siląc się na uśmiech.
Rudowłosy spojrzał na szatynkę i wzdrygnął ramionami. Coś jej leżało na sercu , ale nie chce powiedzieć. Dziewczyna spostrzegła jakiś ruch pomiędzy drzewami , przed nimi. Pewnie to jakiś kot... Pomyślała. Szczelniej owinęła się swetrem , ale to nie pomogło. Wzmagał się zimny wiatr. Fred otulił ją ramieniem i swoją bluzą. Poczuła męskie perfumy przesiąkające w jej ubrania. Położyła głowę na jego ramieniu i bez celu wpatrywała się w drzewa. Znów coś mignęło jej przed oczami. Cholerne koty. Niestety , nie wiedziała co zaraz ją czeka...Zza drzew wyglądała czarnowłosa piękność Katherine. Próbowała idealnie wycelować różdżką , by tym razem nie chybić. Nie było to jednak łatwe przy takim wietrze. Włosy owiewały jej twarz , przysłaniając widok na siedzącą parę. Zrób to! Teraz! Nie .. nie teraz. Cholerny wiatr. Podeszła jedno drzewo bliżej. Chyba mnie zauważyła... Nie , nie. Na pewno nie. Wmawiała sobie , próbując się tym pocieszyć. Jednym susem wyskoczyła zza drzewa i rzuciła zaklęcie:
-Drętwota! - krzyknęła , a echo zaniosło jej słowa w głąb lasu.
Szybko wskoczyła na drzewo i oglądała widowisko. Czerwone światło błysło i trafiło dokładnie w brzuch Hermiony. Dziewczyna skuliła się i spuściła głowę. Nie ruszała się.

Z perspektywy Freda
Wszystko stało się w sekundzie. Czerwony blask oślepił mnie , trafiając w osobę obok mnie. Szatynka skuliła się i spuściła głowę na kolana. Nie poruszyła się już. Rozejrzałem się po okolicy , by znaleźć sprawcę. Przy linii drzew spostrzegłem czarny kosmyk włosów. Katherine... Tego już za wiele.Wstałem i zacząłem biec w jej stronę. Przez chwilę miałem wyrzuty sumienia , że zostawiam tam nieprzytomną dziewczynę , ale nie mogło się jej nic stać. Biegłem i biegłem za oddalającym się kształtem mijając kolejne drzewa i zarośla. Po 10 minutach pogoni dogoniłem ją i przygniotłem do ściany.
-Coś Ty zrobiła?! Na co Ci to było? - warknąłem.
-Chcę , żebyś był mój! Tylko mój! - krzyczała , a łzy spływały po policzkach.
-Nie rycz.. Nie mam dla Ciebie litości Ty wredna...
Puściłem ją , a ona upadła na ściółkę. Nie obchodziło mnie to , że leżała i wypłakiwała się w liście. Skrzywdziła moją dziewczynę , nie wiadomo czy się wybudzi. Pozostawiłem ją tam samą i pobiegłem do Hermiony. Nadal leżała na ziemi , pod drzewem. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do zamku. Profesor McGonagall chwyciła się za głowę i krzyczała :
-Mój Boże znowu! I to na dodatek ta sama osoba! - wymachiwała rękami.
Biegła truchtem za mną wykrzykując uwagi i krytykę. Otworzyła drzwi do skrzydła szpitalnego a ja położyłem nieprzytomną dziewczynę na najbliższym łóżku. Pani Pomfrey od razu wygoniła mnie z pomieszczenia. Gdy zamykałem drzwi usłyszałem kawałek rozmowy kobiet:
-To już drugi atak na tą dziewczynę... - powiedziała McGonagall.
-Tak... za 3 razem już nie będzie miała tyle szczęścia... - wyszeptała pielęgniarka.
Zamarłem. Nie mogłem pozwolić na 3 raz... Serce waliło mi jak opętane. Nie chciałem jej stracić. To by było najgorsze co mogłoby się zdarzyć. Ze spuszczoną głową skierowałem się do Pokoju Wspólnego. Parę głów odwróciło się w moją stronę , ale ignorowałem to. Wszedłem po schodach do dormitorium i rzuciłem się na łóżko. Wtem odezwał się głos mojego bliźniaka:
-Freddie co jest? - zapytał.
-Hermiona znów została trafiona zaklęciem - wyszeptałem.
-Przez kogo?! Rona? - nie musiałem widzieć jego twarzy by stwierdzić , że jest wściekły.
-Nie. Przez moją byłą dziewczynę. Katherine , pamiętasz?
-Tak. I żałuję.
Mimowolnie uśmiechnąłem się. George zawsze poprawiał mi humor , ale dziś przeszedł samego siebie.
-Dzięki brat , że jesteś - wyszeptałem ledwo słyszalnie.
-Nie ma sprawy stary - odrzekł.

23 rozdział już jest ;D Juhu ;D Dedykuję go oczywiście Julii :D Bez niej ten rozdział by tak szybko nie powstał :D
Pozdrawiam ;*